Kiedy
kontaktujemy się z Wami i relacjonujemy jak nam idzie w Afryce, często
powtarzają się pewne pytania, na których część chciałbym odpowiedzieć. Jest
sporo spraw, które na pierwszy rzut oka wydają się mało istotne lub całkiem
umykają uwadze, ale ich suma stanowi ważną część naszego przemieszczania się po
tutejszych okolicznościach przyrody.
Pierwsza rzecz
to porozumiewanie się. Mimo mnogości lokalnych języków, wszyscy, niemal bez
wyjątków, mówią po angielsku. Biali Namibijczycy między sobą rozmawiają w
afrikaans, jednak ten język rzadko używany jest przez czarnych. Oni rozmawiają
w językach plemiennych, czasami bardzo dziwnie brzmiących, jak np. damara z
charakterystycznymi kliknięciami i mlaśnięciami, które nam bardzo trudno
powtórzyć (nasze nieporadne próby wywołują sporą wesołość u lokalnej ludności).
Podstawową dla
nas troską jest obecnie zaopatrzenie w wodę. Na raz jesteśmy w stanie zapakować
12-13 litrów, co niestety starcza na zaledwie nieco ponad jeden dzień. W
związku z tym, że miejscowości są często oddalone od siebie o 120-140 km, a
dziennie przejeżdżamy ok. 70 km, to resztę potrzebnej wody musimy zdobyć np. zatrzymując
samochody po drodze. Pijemy wodę z kranów, oczyszczając ją za pomocą lampy UVC.
Kupowanie wody butelkowanej jest tutaj dość kosztowne i nie wszędzie jest ona
dostępna (często na przestrzeni 120 km nie ma żadnego sklepu). Co ciekawe,
najtańszym napojem jest Coca-Cola - kosztuje o 30% mniej niż woda i o 70% niż
mleko! Z tematem picia wiąże się też kwestia diety. Zaczynamy od śniadania, na
które najczęściej składa się chleb z masłem (zamiennie z serem topionym lub
majonezem) i serem żółtym, jajka gotowane, to wszystko okraszone cebulą i
pomidorem. Popijamy herbatą lub kawą (słodzimy Stevią: 100g = 36 kg cukru!). W
ciągu dnia zatrzymujemy się na dwa niewielkie posiłki - konsumujemy raski („suche ciasto z bakaliami”) lub
ciastka, chleb z serem, a czasami dokładamy suszone mięso antylop lub suchą wołową
kiełbasę. Głównym daniem jest kolacja: jemy gorący ryż z fasolą/warzywami z
puszki/zupą czakalaka. Od czasu do czasu jemy w restauracji porządnego steka J Żywność
w Namibii jest droga, gdyż w większości pochodzi z importu. W rejonie, gdzie
teraz jesteśmy, nie ma żadnych lokalnych targów, bo tutaj niewiele się uprawia,
więc ciężko o warzywa czy owoce. Ostatnio udało nam się kupić przy drodze
pyszne melony (ale to jak na razie jedyny taki straganik) - sprawdziliśmy
później cenę w sklepie: była czterokrotnie wyższa!!!
Dzień tutaj trwa
14 godzin - słońce zachodzi ok. 19.30. W ciągu dnia temperatura dochodzi do
ponad 40oC w cieniu, w nocy na szczęście spada do kilkunastu, więc
śpi się bardzo przyjemnie. Zasypiamy ok. 22.00, a wstajemy ok. 6.00 - poranki
są rześkie i dlatego przed południem staramy się urobić jak najwięcej kilometrów.
W największy żar zatrzymujemy się na dłuższy postój i ruszamy ponownie gdy
słońce nieco opadnie. Najczęściej ok. 18.00 mamy już miejsce na biwak, żeby
przed zmrokiem zdążyć ogarnąć sprawy „gospodarcze”. Zakładamy pokonywanie 60-70
km dziennie, ale musimy dostosowywać nasz rozkład jazdy do odległości między
miejscowościami, ze względu na zaopatrzenie w wodę i żywność. Tak nasz dzień
wygląda w tej chwili, niemniej jednak powoli będzie się nieco zmieniał, głównie
z powodu wjeżdżania w rejony gęściej zamieszkałe.
Nasze rowery
to osobny temat: poszliśmy w rozwiązania dość nowoczesne (np. hamulce tarczowe
czy przednie amortyzatory), ale nie wszyscy uznają to za rozsądne. Sporo osób
podróżuje na rowerach ze stalowymi ramami, najprostszymi hamulcami, starymi
przerzutkami i starymi modelami piast. Oczywiście podstawą jest napęd i jego
serwis. My wybraliśmy rozwiązanie z rotacyjną zmianą łańcuchów co ok. 1000 km -
mamy po 3 na każdy rower. Zakładamy, że taka strategia wystarczy na zakładaną
długość trasy. Ze względu na dużą ilość kurzu i piasku, który mimo naszych najszczerszych
chęci przykleja się do łańcucha, konieczne jest też niemal codzienne jego
czyszczenie i smarowanie. Używamy bagażników Topeak: niektórzy uważają je za
kiepskie, ale ja sprawdziłem taki w Himalajach i postanowiłem im ponownie zaufać.
Przedni bagażnik jest tylko w moim rowerze: używamy go do transportu namiotu i
wody w butelkach. Ostatecznie nie zabraliśmy przednich sakw, więc wszystko jest
do niego przywiązane.
Mamy też
absurdalną ilość elektroniki, która waży pewnie z 10 kg!!! Dwie lustrzanki, 3
obiektywy, mały netbook, tablet z GPSem, 3 telefony, czytnik ebooków, dwa
zewnętrzne dyski, ładowarki do różnych baterii, powerbank, dwie czołówki + dwie
latarki rowerowe, dwie lampki tylne, steripen do odkażania wody, całą furę różnych
przejściówek i kabelków. Jest tego masa, ale ciężko z czegoś zrezygnować chcąc
mieć kontakt ze światem i całą bibliotekę map, przewodników, książek, muzyki i
audiobooków do słuchania w drodze.
Co nas
najbardziej zaskoczyło, to fakt, że zabraliśmy wszystko co potrzebne i jak na
razie nie stwierdziliśmy braku żadnej istotnej rzeczy (poza wszystkimi trzema
bidonami, które straciły się po drodze :-). No i co równie ważne, bardzo mało
mamy elementów, które nie są nam potrzebne.
W temacie
spraw zakulisowych chwilowo tyle. Gdybyście mieli jakieś pytania czy
wątpliwości to oczywiście nie wahajcie się pytać w komentarzach lub przez FB. W
miarę dostępności do Internetu będziemy się starali na nie odpowiedzieć J
 |
Zbliża się nasza pierwsza tropikalna burza |
 |
Świętujmy pierwszy tysiąc kilometrów naszej wycieczki ;-) |
 |
Takie kolce czyhają na nasze stopy i opony (z łatwością przebijają podeszwę sandała - nawet Source!) |
 |
Wieczorową porą... |
 |
O poranku... zmiana fryzury na świąteczną :-D |
 |
Powoli robi się zielono |
 |
Żuki wielkości piąstki dziecka zderzają się z nami podczas jazdy |
 |
Czasami nocujemy w naprawdę ślicznych miejscach |
 |
Takiego guźca złapałem :-) |
 |
Gotowanie na ekranie ;-) |
 |
Pierwszy spotkany rowerzysta - Chińczyk Tong jadący dookoła świata |
A ja mam pytanie o netbooka - jakiego macie? Planuję właśnie kupić coś małego i lekkiego, dobrego do podróży :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
Aga
Gratulacje z okazji ślubu :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę wyprawy :)))
Iwona (ta od zagubionego plecaka w Addis Abebie)