Gdybyśmy tam nie pojechali,
pewnie nigdy nie sięgnęłabym do historii tego kraju. A jest ona równie
tragiczna jak historia sąsiadującej Rwandy, tyle że rozłożona w czasie. Kiedy
zapytać kogoś o Rwandę, najczęściej kojarzy rok 1994 i 3 miesiące ludobójstwa.
A jeśli zapytać o Burundi?
W tym miniaturowym kraju (mniej
niż 28 000 km2) podobnie jak w Rwandzie mieszkają głównie dwa
plemiona: Hutu i Tutsi. I podobnie jak u sąsiadów, ich historia naznaczona jest
krwawymi konfliktami. Rok 1972 - ludobójstwo. Rok 1993 - ludobójstwo. Tyle że niezbyt
spektakularne - zbyt mało zabitych albo zbyt rozciągnięte w czasie, więc o tym
- cisza.
A może dlatego, że Burundyjczycy
nie mogą oskarżyć o swoje czyny Europejczyków?
Nie znam odpowiedzi na to
pytanie, ale moja opinia o ludobójstwie w Rwandzie przechodzi kolejną ewolucję.
Nie o tym jednak chciałam.
Jechałam przez Burundi w swego
rodzaju napięciu. Wypatrywałam starszych ludzi, przyglądałam się im, myślałam
„Ten pamięta obydwa ludobójstwa. Czy uczestniczył? Jeśli tak - po której
stronie stał? Trzymał maczetę?”.
Wiele osób na naszej drodze
trzyma maczetę. Idą w pole- ciąć kukurydzę albo banany; kobiety, mężczyźni,
również dzieci. Często idą skrajem jezdni, więc musimy przejechać bardzo blisko
nich. W Burundi, a potem w Rwandzie, jak nigdy dotąd patrzyłam na te narzędzia
jak na zagrożenie. Obserwowałam przelotnie, ale dokładnie jak trzymający
wymachuje ogromnym nożem. Wiedziałam, że w kraju jest spokojnie i nic nam nie
grozi, podświadomie jednak pierwsza uśmiechałam się do spotykanych ludzi i pozdrawiałam ich, żeby wywołać przyjazną reakcję.
Taką samą bronią zabijali. Nie
karabinem, nie granatem - tylko maczetą, z bliska, patrząc ofierze w oczy.
W Rwandzie zgadywaliśmy, ile lat
mają mijani ludzie. Każdy kto ma ponad ćwierć wieku, coś z ludobójstwa pamięta.
Starsi musieli brać w nim udział, każdy z nich - po jednej albo drugiej
stronie…
W Nyamata zajechaliśmy do kościoła, w którym zabito w ’94 kilkaset osób. Kościół jest
przemianowany na miejsce pamięci, w środku leżą ubrania ofiar. Stosy ubrań. Ale
zanim dotarliśmy pod kościół, zobaczyliśmy na pobliskim polu dziesiątki osób
ścinających trawę - maczetami. Ciarki przeszły mi po plecach. Tak tu ścinają
trawę, nie tylko w Rwandzie, ale tutaj, w miejscu podobnym do naszego
Oświęcimia (a jednak bardzo różnym - tu sąsiad ciął sąsiada, to nie obcy, który
przybył z zewnątrz) robi to piorunujące wrażenie.
A oni „tylko” uprzątali, bo
zbliżał się kwiecień, 21-sza rocznica ludobójstwa - uprzątali cmentarz.
Czyż nie ironia? Uprzątać
cmentarz maczetą?
Publika w Burundi |
Frank burundyjski, tzw. faranga - brało "lekkie" obrzydzenie, kiedy trzeba było wziąć banknot do ręki |
Na granicy Burundi-Rwanda |
Dawny kościół w Nyamata - dziś memoriał |
Uprzątanie cmentarza maczetami |
Centrum Nyamaty były zaskakująco wyludnione |
Nyanza pod Kigali - kolejne miejsce pamięci po ludobójstwie z 1994 r. |
Nazwiska osób pochowanych w Nyanza - szacuje się, że w całej Rwandzie zginęło wtedy ok. 1 mln osób |
Rwandyjskie piwo |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz