czwartek, 25 grudnia 2014

Za kulisami


Kiedy kontaktujemy się z Wami i relacjonujemy jak nam idzie w Afryce, często powtarzają się pewne pytania, na których część chciałbym odpowiedzieć. Jest sporo spraw, które na pierwszy rzut oka wydają się mało istotne lub całkiem umykają uwadze, ale ich suma stanowi ważną część naszego przemieszczania się po tutejszych okolicznościach przyrody.
Pierwsza rzecz to porozumiewanie się. Mimo mnogości lokalnych języków, wszyscy, niemal bez wyjątków, mówią po angielsku. Biali Namibijczycy między sobą rozmawiają w afrikaans, jednak ten język rzadko używany jest przez czarnych. Oni rozmawiają w językach plemiennych, czasami bardzo dziwnie brzmiących, jak np. damara z charakterystycznymi kliknięciami i mlaśnięciami, które nam bardzo trudno powtórzyć (nasze nieporadne próby wywołują sporą wesołość u lokalnej ludności).
Podstawową dla nas troską jest obecnie zaopatrzenie w wodę. Na raz jesteśmy w stanie zapakować 12-13 litrów, co niestety starcza na zaledwie nieco ponad jeden dzień. W związku z tym, że miejscowości są często oddalone od siebie o 120-140 km, a dziennie przejeżdżamy ok. 70 km, to resztę potrzebnej wody musimy zdobyć np. zatrzymując samochody po drodze. Pijemy wodę z kranów, oczyszczając ją za pomocą lampy UVC. Kupowanie wody butelkowanej jest tutaj dość kosztowne i nie wszędzie jest ona dostępna (często na przestrzeni 120 km nie ma żadnego sklepu). Co ciekawe, najtańszym napojem jest Coca-Cola - kosztuje o 30% mniej niż woda i o 70% niż mleko! Z tematem picia wiąże się też kwestia diety. Zaczynamy od śniadania, na które najczęściej składa się chleb z masłem (zamiennie z serem topionym lub majonezem) i serem żółtym, jajka gotowane, to wszystko okraszone cebulą i pomidorem. Popijamy herbatą lub kawą (słodzimy Stevią: 100g = 36 kg cukru!). W ciągu dnia zatrzymujemy się na dwa niewielkie posiłki - konsumujemy raski („suche ciasto z bakaliami”) lub ciastka, chleb z serem, a czasami dokładamy suszone mięso antylop lub suchą wołową kiełbasę. Głównym daniem jest kolacja: jemy gorący ryż z fasolą/warzywami z puszki/zupą czakalaka. Od czasu do czasu jemy w restauracji porządnego steka J Żywność w Namibii jest droga, gdyż w większości pochodzi z importu. W rejonie, gdzie teraz jesteśmy, nie ma żadnych lokalnych targów, bo tutaj niewiele się uprawia, więc ciężko o warzywa czy owoce. Ostatnio udało nam się kupić przy drodze pyszne melony (ale to jak na razie jedyny taki straganik) - sprawdziliśmy później cenę w sklepie: była czterokrotnie wyższa!!!
Dzień tutaj trwa 14 godzin - słońce zachodzi ok. 19.30. W ciągu dnia temperatura dochodzi do ponad 40oC w cieniu, w nocy na szczęście spada do kilkunastu, więc śpi się bardzo przyjemnie. Zasypiamy ok. 22.00, a wstajemy ok. 6.00 - poranki są rześkie i dlatego przed południem staramy się urobić jak najwięcej kilometrów. W największy żar zatrzymujemy się na dłuższy postój i ruszamy ponownie gdy słońce nieco opadnie. Najczęściej ok. 18.00 mamy już miejsce na biwak, żeby przed zmrokiem zdążyć ogarnąć sprawy „gospodarcze”. Zakładamy pokonywanie 60-70 km dziennie, ale musimy dostosowywać nasz rozkład jazdy do odległości między miejscowościami, ze względu na zaopatrzenie w wodę i żywność. Tak nasz dzień wygląda w tej chwili, niemniej jednak powoli będzie się nieco zmieniał, głównie z powodu wjeżdżania w rejony gęściej zamieszkałe.
Nasze rowery to osobny temat: poszliśmy w rozwiązania dość nowoczesne (np. hamulce tarczowe czy przednie amortyzatory), ale nie wszyscy uznają to za rozsądne. Sporo osób podróżuje na rowerach ze stalowymi ramami, najprostszymi hamulcami, starymi przerzutkami i starymi modelami piast. Oczywiście podstawą jest napęd i jego serwis. My wybraliśmy rozwiązanie z rotacyjną zmianą łańcuchów co ok. 1000 km - mamy po 3 na każdy rower. Zakładamy, że taka strategia wystarczy na zakładaną długość trasy. Ze względu na dużą ilość kurzu i piasku, który mimo naszych najszczerszych chęci przykleja się do łańcucha, konieczne jest też niemal codzienne jego czyszczenie i smarowanie. Używamy bagażników Topeak: niektórzy uważają je za kiepskie, ale ja sprawdziłem taki w Himalajach i postanowiłem im ponownie zaufać. Przedni bagażnik jest tylko w moim rowerze: używamy go do transportu namiotu i wody w butelkach. Ostatecznie nie zabraliśmy przednich sakw, więc wszystko jest do niego przywiązane.
Mamy też absurdalną ilość elektroniki, która waży pewnie z 10 kg!!! Dwie lustrzanki, 3 obiektywy, mały netbook, tablet z GPSem, 3 telefony, czytnik ebooków, dwa zewnętrzne dyski, ładowarki do różnych baterii, powerbank, dwie czołówki + dwie latarki rowerowe, dwie lampki tylne, steripen do odkażania wody, całą furę różnych przejściówek i kabelków. Jest tego masa, ale ciężko z czegoś zrezygnować chcąc mieć kontakt ze światem i całą bibliotekę map, przewodników, książek, muzyki i audiobooków do słuchania w drodze.
Co nas najbardziej zaskoczyło, to fakt, że zabraliśmy wszystko co potrzebne i jak na razie nie stwierdziliśmy braku żadnej istotnej rzeczy (poza wszystkimi trzema bidonami, które straciły się po drodze :-). No i co równie ważne, bardzo mało mamy elementów, które nie są nam potrzebne.

W temacie spraw zakulisowych chwilowo tyle. Gdybyście mieli jakieś pytania czy wątpliwości to oczywiście nie wahajcie się pytać w komentarzach lub przez FB. W miarę dostępności do Internetu będziemy się starali na nie odpowiedzieć J

Zbliża się nasza pierwsza tropikalna burza

Świętujmy pierwszy tysiąc kilometrów naszej wycieczki ;-)

Takie kolce czyhają na nasze stopy i opony (z łatwością przebijają podeszwę sandała - nawet Source!)

Wieczorową porą...

O poranku... zmiana fryzury na świąteczną :-D

Powoli robi się zielono

Żuki wielkości piąstki dziecka zderzają się z nami podczas jazdy

Czasami nocujemy w naprawdę ślicznych miejscach

Takiego guźca złapałem :-)

Gotowanie na ekranie ;-)

Pierwszy spotkany rowerzysta - Chińczyk Tong jadący dookoła świata


2 komentarze:

  1. A ja mam pytanie o netbooka - jakiego macie? Planuję właśnie kupić coś małego i lekkiego, dobrego do podróży :)
    Pozdrowienia!
    Aga

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratulacje z okazji ślubu :)
    Zazdroszczę wyprawy :)))
    Iwona (ta od zagubionego plecaka w Addis Abebie)

    OdpowiedzUsuń